środa, 2 marca 2011

Slaughtering feminism


Kiedyś myślałem, że jestem feministą. Z dumą wypowiadałem to słowo. Przecież kocham kobiety (szczególnie od tyłu - Hank). Nikt nie odmówi słuszności głodującym sufrażystkom, które walczyły o prawo głosu. Feminizm I fali miał sens. Później pokolenia lat 60tych walczyły ze skostniałymi normami społecznymi. Pozwolono kobietom głosować, ale w milczeniu, w zaciszu domowego ogniska. To było jakieś nieporozumienie. II fala feminizmu naprawiła to, co pominięto kilkanaście lat wcześniej. Kobiety wyszły na ulicę i dołączyły do życia w społeczeństwie na równych prawach. Może nie od razu, ale z czasem mogły decydować o swojej karierze, zarabiać tyle co mężczyźni. Planować swoją przyszłość w oparciu o własne pragnienia, bez patrzenia się na zachcianki ojców, czy mężów. To również była walka w słusznej sprawie. Jednak później something somewhere went terribly wrong.

Przyszły lata 90te i pojawiło się nowe pokolenie feministek. Pozazdrościły buntu swoim babciom i matkom, więc postanowiły wzniecić rewolucję. Tylko o co tu walczyć skoro wszystko już mamy? W początkowej fazie, założenia wydawały się całkiem rozsądne. Równości odmawiano gejom i lesbijkom. Walczymy o ich prawa. Lesbijki ,to też kobiety (Geje zresztą też – Hank). Zaczął się wielki coming out. Ale pojawiły się głosy, że to nie feminizm. Nie nasza działka. Musimy zacząć buntować się przeciwko czemuś innemu. Musimy walczyć z mężczyznami!

Jeśli nie ma wroga, trzeba go stworzyć. Feministki stwierdziły więc, że nadal panuje zniewolenie i kobiety nie mogą robić tego, co mężczyźni. Wymyślono nową kobietę i nowy styl życia. I w tym momencie rewolucja zaczęła pożerać własne dzieci. Feminizm zaczął krzywdzić samą kobietę, odbierając jej to co najpiękniejsze, to co najbardziej unikatowe - kobiecość. Feministyczne pranie mózgu połączone z popcornizacją umysłu przez amerykańskie filmy, szczególnie te romantyczne, wywróciło świat do góry nogami.

Przenieśmy się kilkanaście lat do przodu, do czasów współczesnych. Nasze pokolenie jest zagubione. Kobiety krzyczą, że wiedzą czego chcą, ale po cichu płaczą po kątach. Feministki wskazały im nowa drogę życia. Róbcie co chcecie, czyli to co robią mężczyźni. Aberracja! Powstał nowy typ kobiety. Coś jak kobieca wersja Hanka. Wygolone na głowie i zakolczykowane (Kobieta powinna być wygolona! Aaaa...napisałeś, że na głowie...Uwielbiam kolczyki. Byleby nie były zbyt spiczaste i nie kuły po kutasie – Hank). Zaczęły pić na umór, zaliczać zgona na kolejnych imprezach, rzygać na przystankach, zataczać się po ulicach. Zaczęły palić po trzy paczki dziennie; papierosek na śniadanie, lunch i kolację. I jeszcze jeden na dobry sen. Zaczęły podrywać pierwszych lepszych frajerów na dyskotekach i zaciągać ich do łóżka. Robić laskę nieznajomemu na imprezie, by następnie walić ślimaka z następnym, który się nawinie. Teraz kobiety zaliczają kolejne dupy i chwalą się ilością numerków na koncie. Robią to co mężczyźni. Skoro im wolno, to my też chcemy. Głupota! Nie w tę stronę należało podążyć. Trzeba było naprawiać to co złe, a nie zezwalać wszystkim na zdebilowacenie. I teraz te kobiety cierpią, bo tak naprawdę, źle się z tym czują. To nie jest to, czego pragną. Każdy z nas chce być kochanym. Ale prowadząc taki tryb życia nie znajdzie się miłości. Ani bliskości, czy ciepła. Jedyne co czeka na końcu tej krętej popierdolonej drogi to cierpienie w samotności. Ewentualnie marskość wątroby, dziecko z wpadki lub jakiś wirusik na dokładkę.

Z drugiej strony, dzisiejsze kobiety wychowywane na amerykańskich filmach, straciły kontakt z rzeczywistością. Te, które nie były na tyle pewne siebie i silne by dołączyć do mężczyzn w nocnych igraszkach, skręciły w zupełnie inną stronę. Zamknęły się w sobie i czekają. Pytacie na co? Na pierdolonego księcia z bajki. Naoglądały się tych wszystkich Pretty Woman, Nothing Hill czy Czterech wesel i pogrzebu i wydaje się im, że tak wygląda prawdziwe życie. Wierzą w to, że ten przystojny, bogaty, nigdy nie skalany kobiecym łonem, pojawi się nagle w ich życiu. Może tuż za rogiem albo zapuka do drzwi przez pomyłkę. A może zderzą się z nim wychodząc z biblioteki. Notatki wypadną na podłogę, a on pomoże je pozbierać. Ich dłonie oczywiście się dotkną, orkiestra zacznie grać epicką muzyczkę, a oni padną sobie w ramionach i pocałują. Obowiązkowo jej noga podniesie się przy tej czynności i będą żyli długo i szczęśliwie. Nic kurwa z tego, moja droga okularnico. Jeśli nie ruszysz dupy z domu i nie zaczniesz żyć, to nic z tego nie będzie. Żaden pierdolony książę nie pojawi się w twoim życiu, bo wszystkie białe rumaki już dawno wyginęły. Więc przestań wybrzydzać i czekać na cud. Wyjdź do ludzi i spróbuj się zakochać. Inaczej resztę życia spędzisz śliniąc się do tapety z Georgem Clooneyem.

Najsmutniejsze jest to, co Feministki zrobiły z dzisiejszymi mężczyznami. Od dzieciństwa wmawia się nam jacy, to jesteśmy źli, paskudni, chamscy i nie czuli. Że nie potrafimy postępować z kobietami i za grosz w nas romantyzmu. Więc masz babo siusiaka! Powstało pokolenie David Aamesów. Większość z tych facetów to cioty. Bardziej wrażliwi niż same kobiety. Romantyczni, aż do usrania. Piszą wiersze, odchudzają się, płaczą za byle bzdurę, robią sobie pedicure i manicure, wierzą w miłość od pierwsze wejrzenia, radzą się matki w każdej kwestii, nie piją wódki i czekają z tym pierwszym dupnięciem na tę nienazwaną i wyjątkowa, na tę jedyną. Nie umieją funkcjonować w dzisiejszym świecie. Czekają na miłość. A jak już napatoczy się kobieta, w której się zakochują, co zdarza się średnio dwa razy w tygodniu, nie wiedzą, co z tym dalej zrobić. Przecież w filmach to było takie proste. On się zakochuje w Niej, a Ona w Nim. A tu kutasik. Nic z tych rzeczy. Trzeba walczyć. Trzeba się starać. Trzeba podejść do kobiety i, o ja pierdolę, zagadać. Ale to zbyt trudne. Więc się wycofują i czekają na kolejną „tę jedyną”. A kobiety narzekają, że w dzisiejszych czasach brakuje prawdziwych mężczyzn. Bo ich kurwa zamordowałyście w zarodku. Ale natura nie lubi pustki, więc miejsce prawdziwych mężczyzn zajęli bad boys pokroju Hanka. Kobiety zawsze miały wpisaną w sobie potrzebę autodestrukcji, więc wzdychają do tych gości i masowo pakują się im pod kołderkę. Następnie zdradzone, oszukane i poniżone wylewają morze łez. Czują się rozczarowane i gorzknieją. Narzekają na mężczyzn i krytykują na każdym calu. Wąż pożarł swój własny ogon.

A wydawać by się mogło, że nic prostszego jak połączyć w pary te dwa typy kobiet i mężczyzn. Hanków z ich kobiecymi odpowiednikami, a Aamsów z romantyczkami. Ni w cipkę ni w dupkę. Z własnego doświadczenia wiem, że to pierwsze połączenie nie ma szans na stworzenie czegoś realnego i intymniejszego. Z czegoś takiego może wyjść tylko wolny związek. A to jedno wielkie, fałszywe gówno.

Z kolei romantyków też nie udaje się sparować. Zbyt duże wymagania kobiet i zbyt duża pizdowatość mężczyzn. Zresztą jak tu sprawić by się spotkali? Chyba tylko na Facebooku. Ewentualnie na maratonie filmów romantycznych dla samotnych. Ale wtedy każde z nich wpatrzone jest w filmową magiczną mgiełkę, która wypływa z ekranu i nie są w stanie dojrzeć drugiej osoby.

Feminizm doprowadził do kryzysu naszej rasy. Kobiety nie chcą rodzić. Wolą zarabiać. Każda skrajność jest szkodliwa. Dwie sprzeczne siły walczą w kobiecie. Feministycznie wyprana świadomość i instynktowna podświadomość. Facet, który zarabia więcej od kobiety jest jej wrogiem, bo symbolizuje patriarchat. Mężczyzna, która zarabia mniej to degenerat, który nie będzie w stanie utrzymać hipotetycznej przyszłościowej rodziny.

Mamy ujemny przyrost naturalny. Za kilkanaście lat biały człowiek będzie rzadkością na ulicy. Wcale mnie to nie dziwi. Arabusy nie pozwoliły by feminizm w jakiejkolwiek postaci został zasiany w ich kulturze. Kobiety przykryte kocami mają robić gorący posiłek, robić dobrze mężczyźnie i robić dzieci. Każda skrajność jest szkodliwa. Ale ich degeneracja czynni ich silniejszymi. Nasza nas niszczy.

Ostatnio przeczytałem w Newsweeku, że polskie kobiety coraz częściej wyjeżdżają do Egiptu, Tunezji i innych krajów arabsko-turystycznych w celach matrymonialnych. Pragną przeżyć romans z arabem, twierdząc, że ci to potrafią zadowolić kobietę. Przynoszą kwiaty, wysyłają po dziesiątki miłosnych SMS-ów dziennie, patrzą głęboko w oczy i słuchają. Ponoć nie liczą na nic więcej. Nie muszą. I tak to dostaną. Jak nie od tej, to od innej. Takich adoratorek mają po kilkanaście naraz. A kobiety mdleją u ich stóp, by później wrócić do Europy z kolejnym islamskim wywrotowcem w swoim łonie.

Wielu mi zarzuci, że przecież od dawna krytykuję związki. I będą mieć rację. Związki w dzisiejszych czasach są bezwartościowe, puste i sztuczne. Ale są takie właśnie z powodu feminizmu III fali. Taki feminizm odrzucam. Za bardzo kocham kobiety, by patrzeć jak cierpią.


Dawid Przywalny

Komentował - Hank