środa, 2 marca 2011

Slaughtering feminism


Kiedyś myślałem, że jestem feministą. Z dumą wypowiadałem to słowo. Przecież kocham kobiety (szczególnie od tyłu - Hank). Nikt nie odmówi słuszności głodującym sufrażystkom, które walczyły o prawo głosu. Feminizm I fali miał sens. Później pokolenia lat 60tych walczyły ze skostniałymi normami społecznymi. Pozwolono kobietom głosować, ale w milczeniu, w zaciszu domowego ogniska. To było jakieś nieporozumienie. II fala feminizmu naprawiła to, co pominięto kilkanaście lat wcześniej. Kobiety wyszły na ulicę i dołączyły do życia w społeczeństwie na równych prawach. Może nie od razu, ale z czasem mogły decydować o swojej karierze, zarabiać tyle co mężczyźni. Planować swoją przyszłość w oparciu o własne pragnienia, bez patrzenia się na zachcianki ojców, czy mężów. To również była walka w słusznej sprawie. Jednak później something somewhere went terribly wrong.

Przyszły lata 90te i pojawiło się nowe pokolenie feministek. Pozazdrościły buntu swoim babciom i matkom, więc postanowiły wzniecić rewolucję. Tylko o co tu walczyć skoro wszystko już mamy? W początkowej fazie, założenia wydawały się całkiem rozsądne. Równości odmawiano gejom i lesbijkom. Walczymy o ich prawa. Lesbijki ,to też kobiety (Geje zresztą też – Hank). Zaczął się wielki coming out. Ale pojawiły się głosy, że to nie feminizm. Nie nasza działka. Musimy zacząć buntować się przeciwko czemuś innemu. Musimy walczyć z mężczyznami!

Jeśli nie ma wroga, trzeba go stworzyć. Feministki stwierdziły więc, że nadal panuje zniewolenie i kobiety nie mogą robić tego, co mężczyźni. Wymyślono nową kobietę i nowy styl życia. I w tym momencie rewolucja zaczęła pożerać własne dzieci. Feminizm zaczął krzywdzić samą kobietę, odbierając jej to co najpiękniejsze, to co najbardziej unikatowe - kobiecość. Feministyczne pranie mózgu połączone z popcornizacją umysłu przez amerykańskie filmy, szczególnie te romantyczne, wywróciło świat do góry nogami.

Przenieśmy się kilkanaście lat do przodu, do czasów współczesnych. Nasze pokolenie jest zagubione. Kobiety krzyczą, że wiedzą czego chcą, ale po cichu płaczą po kątach. Feministki wskazały im nowa drogę życia. Róbcie co chcecie, czyli to co robią mężczyźni. Aberracja! Powstał nowy typ kobiety. Coś jak kobieca wersja Hanka. Wygolone na głowie i zakolczykowane (Kobieta powinna być wygolona! Aaaa...napisałeś, że na głowie...Uwielbiam kolczyki. Byleby nie były zbyt spiczaste i nie kuły po kutasie – Hank). Zaczęły pić na umór, zaliczać zgona na kolejnych imprezach, rzygać na przystankach, zataczać się po ulicach. Zaczęły palić po trzy paczki dziennie; papierosek na śniadanie, lunch i kolację. I jeszcze jeden na dobry sen. Zaczęły podrywać pierwszych lepszych frajerów na dyskotekach i zaciągać ich do łóżka. Robić laskę nieznajomemu na imprezie, by następnie walić ślimaka z następnym, który się nawinie. Teraz kobiety zaliczają kolejne dupy i chwalą się ilością numerków na koncie. Robią to co mężczyźni. Skoro im wolno, to my też chcemy. Głupota! Nie w tę stronę należało podążyć. Trzeba było naprawiać to co złe, a nie zezwalać wszystkim na zdebilowacenie. I teraz te kobiety cierpią, bo tak naprawdę, źle się z tym czują. To nie jest to, czego pragną. Każdy z nas chce być kochanym. Ale prowadząc taki tryb życia nie znajdzie się miłości. Ani bliskości, czy ciepła. Jedyne co czeka na końcu tej krętej popierdolonej drogi to cierpienie w samotności. Ewentualnie marskość wątroby, dziecko z wpadki lub jakiś wirusik na dokładkę.

Z drugiej strony, dzisiejsze kobiety wychowywane na amerykańskich filmach, straciły kontakt z rzeczywistością. Te, które nie były na tyle pewne siebie i silne by dołączyć do mężczyzn w nocnych igraszkach, skręciły w zupełnie inną stronę. Zamknęły się w sobie i czekają. Pytacie na co? Na pierdolonego księcia z bajki. Naoglądały się tych wszystkich Pretty Woman, Nothing Hill czy Czterech wesel i pogrzebu i wydaje się im, że tak wygląda prawdziwe życie. Wierzą w to, że ten przystojny, bogaty, nigdy nie skalany kobiecym łonem, pojawi się nagle w ich życiu. Może tuż za rogiem albo zapuka do drzwi przez pomyłkę. A może zderzą się z nim wychodząc z biblioteki. Notatki wypadną na podłogę, a on pomoże je pozbierać. Ich dłonie oczywiście się dotkną, orkiestra zacznie grać epicką muzyczkę, a oni padną sobie w ramionach i pocałują. Obowiązkowo jej noga podniesie się przy tej czynności i będą żyli długo i szczęśliwie. Nic kurwa z tego, moja droga okularnico. Jeśli nie ruszysz dupy z domu i nie zaczniesz żyć, to nic z tego nie będzie. Żaden pierdolony książę nie pojawi się w twoim życiu, bo wszystkie białe rumaki już dawno wyginęły. Więc przestań wybrzydzać i czekać na cud. Wyjdź do ludzi i spróbuj się zakochać. Inaczej resztę życia spędzisz śliniąc się do tapety z Georgem Clooneyem.

Najsmutniejsze jest to, co Feministki zrobiły z dzisiejszymi mężczyznami. Od dzieciństwa wmawia się nam jacy, to jesteśmy źli, paskudni, chamscy i nie czuli. Że nie potrafimy postępować z kobietami i za grosz w nas romantyzmu. Więc masz babo siusiaka! Powstało pokolenie David Aamesów. Większość z tych facetów to cioty. Bardziej wrażliwi niż same kobiety. Romantyczni, aż do usrania. Piszą wiersze, odchudzają się, płaczą za byle bzdurę, robią sobie pedicure i manicure, wierzą w miłość od pierwsze wejrzenia, radzą się matki w każdej kwestii, nie piją wódki i czekają z tym pierwszym dupnięciem na tę nienazwaną i wyjątkowa, na tę jedyną. Nie umieją funkcjonować w dzisiejszym świecie. Czekają na miłość. A jak już napatoczy się kobieta, w której się zakochują, co zdarza się średnio dwa razy w tygodniu, nie wiedzą, co z tym dalej zrobić. Przecież w filmach to było takie proste. On się zakochuje w Niej, a Ona w Nim. A tu kutasik. Nic z tych rzeczy. Trzeba walczyć. Trzeba się starać. Trzeba podejść do kobiety i, o ja pierdolę, zagadać. Ale to zbyt trudne. Więc się wycofują i czekają na kolejną „tę jedyną”. A kobiety narzekają, że w dzisiejszych czasach brakuje prawdziwych mężczyzn. Bo ich kurwa zamordowałyście w zarodku. Ale natura nie lubi pustki, więc miejsce prawdziwych mężczyzn zajęli bad boys pokroju Hanka. Kobiety zawsze miały wpisaną w sobie potrzebę autodestrukcji, więc wzdychają do tych gości i masowo pakują się im pod kołderkę. Następnie zdradzone, oszukane i poniżone wylewają morze łez. Czują się rozczarowane i gorzknieją. Narzekają na mężczyzn i krytykują na każdym calu. Wąż pożarł swój własny ogon.

A wydawać by się mogło, że nic prostszego jak połączyć w pary te dwa typy kobiet i mężczyzn. Hanków z ich kobiecymi odpowiednikami, a Aamsów z romantyczkami. Ni w cipkę ni w dupkę. Z własnego doświadczenia wiem, że to pierwsze połączenie nie ma szans na stworzenie czegoś realnego i intymniejszego. Z czegoś takiego może wyjść tylko wolny związek. A to jedno wielkie, fałszywe gówno.

Z kolei romantyków też nie udaje się sparować. Zbyt duże wymagania kobiet i zbyt duża pizdowatość mężczyzn. Zresztą jak tu sprawić by się spotkali? Chyba tylko na Facebooku. Ewentualnie na maratonie filmów romantycznych dla samotnych. Ale wtedy każde z nich wpatrzone jest w filmową magiczną mgiełkę, która wypływa z ekranu i nie są w stanie dojrzeć drugiej osoby.

Feminizm doprowadził do kryzysu naszej rasy. Kobiety nie chcą rodzić. Wolą zarabiać. Każda skrajność jest szkodliwa. Dwie sprzeczne siły walczą w kobiecie. Feministycznie wyprana świadomość i instynktowna podświadomość. Facet, który zarabia więcej od kobiety jest jej wrogiem, bo symbolizuje patriarchat. Mężczyzna, która zarabia mniej to degenerat, który nie będzie w stanie utrzymać hipotetycznej przyszłościowej rodziny.

Mamy ujemny przyrost naturalny. Za kilkanaście lat biały człowiek będzie rzadkością na ulicy. Wcale mnie to nie dziwi. Arabusy nie pozwoliły by feminizm w jakiejkolwiek postaci został zasiany w ich kulturze. Kobiety przykryte kocami mają robić gorący posiłek, robić dobrze mężczyźnie i robić dzieci. Każda skrajność jest szkodliwa. Ale ich degeneracja czynni ich silniejszymi. Nasza nas niszczy.

Ostatnio przeczytałem w Newsweeku, że polskie kobiety coraz częściej wyjeżdżają do Egiptu, Tunezji i innych krajów arabsko-turystycznych w celach matrymonialnych. Pragną przeżyć romans z arabem, twierdząc, że ci to potrafią zadowolić kobietę. Przynoszą kwiaty, wysyłają po dziesiątki miłosnych SMS-ów dziennie, patrzą głęboko w oczy i słuchają. Ponoć nie liczą na nic więcej. Nie muszą. I tak to dostaną. Jak nie od tej, to od innej. Takich adoratorek mają po kilkanaście naraz. A kobiety mdleją u ich stóp, by później wrócić do Europy z kolejnym islamskim wywrotowcem w swoim łonie.

Wielu mi zarzuci, że przecież od dawna krytykuję związki. I będą mieć rację. Związki w dzisiejszych czasach są bezwartościowe, puste i sztuczne. Ale są takie właśnie z powodu feminizmu III fali. Taki feminizm odrzucam. Za bardzo kocham kobiety, by patrzeć jak cierpią.


Dawid Przywalny

Komentował - Hank

14 komentarzy:

  1. Ja pier*ole, Przywalny - pierwsza madra notka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, że feminizmy mają wiele pułapek, ale obwinianie feministek o całe zło tego świata pogoń za karierą, samotność w wielkich miastach itd. to chyba jednak przesada.

    "Co Feministki zrobiły z dzisiejszymi mężczyznami. Od dzieciństwa wmawia się nam jacy, to jesteśmy źli, paskudni, chamscy i nie czuli." Tak? Bo z moich obserwacji wynika, że kiedy chłopiec trafia do grupy rówieśniczej czyli 5-7 lat, następuje kompletne oddzielenie od matki, podporządkowanie się środowisku męskiemu (koledzy, bracia, ojciec) i naśladowanie wzorców męskich, a wszystko, co "dziewczyńskie" jest złe. Że nieczuły i nieromantyczny to usłyszy pierwszy raz w wieku 12? 14 lat? A dlaczego? Bo kilka lat wcześniej oduczył się pokazywać swoje uczucia, płakać gdy się skaleczy itp., bo to "niemęskie". Zresztą uwagami dziewczyny o niewrażliwości przejmie się tym po raz pierwszy jak ma 20 albo więcej. Wychowanie dzieci zmienia się najwolniej. Większość społeczeństwa jednak o feminizmie jako takim wie niewiele i dalej wychowuje chłopców po męsku.

    Takie moje spostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się całkowicie.
    Czasem mam wrażenie, że feministki zapomniały, że kobieta to nie mężczyzna.
    A księcia z bajki nie może być skoro księżniczka usiłuje wysikać się do pisuaru.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tekst jest trochę zbyt chaotyczny jak dla mnie. W zasadzie poskrobałeś po skorupce kilku problemów nie zagłębiając się w ich przyczyny i nie analizując ich dokładniej, a szkoda, bo to ciekawy temat i ciekawy punkt widzenia.
    Pominę kwestię historii ruchu wyzwolenia kobiet i feminizmu.
    Przedstawiłeś dwa typy kobiet:
    1. Zdziry
    2. Emo-dziewice
    Po pierwsze, oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że to uogólnienie i pomiędzy tymi dwoma postawami jest całe spektrum możliwości. Ale skoncentrujmy się na tych dwóch typach.
    1. Twierdzisz, że one prowadzą tę rabunkową gospodarkę swojej osoby (prowadzą niezdrowy tryb życia, nadużywają seksu i używek a unikają kontaktu pozacielesnego z drugim człowiekiem)bo chcą robić to co mężczyźni, czyli, jak rozumiem ich naśladować. Chęć upodobnienia się do mężczyzn to bardzo płytka analiza. Wydaje mi się że chodzi o coś zdecydowanie bardziej niebezpiecznego. To może być poszukiwanie akceptacji przez powielanie zachowań, których, wedle tych kobiet, mężczyźni oczekują. Innymi słowy "skoro tylu facetów namawia mnie, żebym została szmatą, to zyskam ich szacunek zostając szmatą". To oznacza, że im tej akceptacji bardzo brakuje. Może to i kiepski pomysł na poszukiwanie przyjaciół, ale nie każdy o tym wie. Swoją drogą to nie obce jest i mężczyznom, ale to temat na inną rozmowę...
    Problem z tym tekstem pojawia sie w tym momencie:
    "Głupota! Nie w tę stronę należało podążyć. Trzeba było naprawiać to co złe, a nie zezwalać wszystkim na zdebilowacenie. I teraz te kobiety cierpią, bo tak naprawdę, źle się z tym czują. To nie jest to, czego pragną."
    Nie wydaje mi się, żebyś był uprawniony do takich twierdzeń. Po pierwsze, nie jesteś kobietą i trudno, żebyś wiedział czego one chcą dopóki Ci tego nie powiedzą a o to nie jest łatwo. Po drugie, nie wykluczone, że są takie kobiety, które właśnie tego chcą. Seks jest przyjemny dla obu płci, zdarzają się kobiety dla których seksualne spełnienie jest ważniejsze niż związek z drugą osobą, który ma się stać podstawą do założenia rodziny i później wspólnego wychowywania dzieci.
    Przyczyn, dla których kobiety zmierzają w stronę wariantu 1 może być wiele. Podstawowym jest chyba brak akceptacji wyniesiony jeszcze z domu, brak satysfakcjonującego kobiecego wzorca i nieumiejętność określenia siebie w dorosłym życiu, czyli podejmowania dobrych dla siebie wyborów. Tradycyjnie wychowywanym dziewczynkom mówi się, że mają być grzeczne - zawsze mówić "tak" kiedy się je o coś prosi i nikomu nie robić przykrości, a kiedy dorastają mają zacząć nagle mówić "nie" niektórym prośbom, ale wciąż tak by nie wchodzić w konflikt z otoczeniem. I tak wypuszczamy w świat kobietę, której się wydaje, że możliwe jest egzystowanie w wiecznej zgodzie z innymi. I ona tę mrzonkę podtrzymuje, najczęściej kosztem własnych aspiracji. Niektóre kobiety budzą się z takiego stanu uśpienia i dalej czeka je ciężka droga poszukiwania złotego środka na życie. Jak realizować to czego się chce a jednocześnie nie zostać wykluczonym z rodziny/społeczności/grupy kolegów. Inne realizują swój bunt przez realizowanie wzorców negatywnych - robią wszystko to, czego im dotąd zabraniano, albo po prostu mówiono że to złe.

    Dorastanie jest trudne, bolesne i wcale nie kończy się w chwili zdania matury.

    Pozostał wariant nr 2, ale chyba na razie sobie daruję, bo chyba i tak za bardzo się rozpisałam. Poza tym to już chyba tylko logiczne wnioskowanie z tego co napisałam wyżej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. " Wydaje mi się że chodzi o coś zdecydowanie bardziej niebezpiecznego. To może być poszukiwanie akceptacji przez powielanie zachowań, których, wedle tych kobiet, mężczyźni oczekują. Innymi słowy "skoro tylu facetów namawia mnie, żebym została szmatą, to zyskam ich szacunek zostając szmatą"."

    Naprawdę kobiety myślą, że faceci oczekują, żeby były szmatami? Że im się to podoba? Nie chcę wiedzieć z jakimi facetami się zadają.

    Ale nawet jak z takimi, którzy tak uważają (chociaż i tak przecież nie stanowią oni jakiejś większości męskiego społeczeństwa..), to jeśli kobiety mają jakiś własny rozum to i tak ich to nie usprawiedliwi :)

    I nie do końca chyba dobrze to zinterpretowałaś, tu nie chodzi o naśladowanie mężczyzn, a raczej o to, że "jak oni mogą, to ja też!".

    A co do notki - trochę inna, chyba zmieniasz nieco poglądy na pewne sprawy (nie chodzi mi o feminizm), albo nie jesteś wszystkich pewien ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zgodzę się z Anną, że tekst jest chaotyczny, myślę, że łatwo można zrozumieć o co chodzi.
    Wydaje mi się, że nieźle obserwujesz i próbujesz coś zobaczyć.
    Czemu uważasz, że teraz kobiety i mężczyźni są tacy, a wcześniej to było inaczej? Natura ludzka wcale się tak łatwo nie zmienia, co najwyżej zmienia się kultura. Wyzwolone kobiety to między innymi czarownice na stosach. Społeczeństwo wychowywało sobie grzeczne, potulne panie domu, które znają swoje miejsce i pokornie wykonują swoją rolę. Sądzisz, że teraz jest inaczej. Z własnego doświadczenia i obserwacji wiem, że wychowanie w duchu patriarchatu jest tylko mniej widoczne i mniej powszechne, ale nadal istnieje. Kobiety mają trochę inną psychikę niż mężczyźni (statystycznie rzecz biorą, ludzie są różni, a zestaw chromosomów XX i XY sprawia tylko, że jedna płeć ma częściej tendencję do takich, a nie innych zachowań).Kobiety łatwo zindoktrynować, żeby sądziły, że tym tylko powinny się zajmować "kobiecymi zajęciami", a nie myśleć o tym, czego same chcą. Moim zdaniem, żeby historia nie zatoczyła koła i żebyśmy nie powtórzyli historii naszych babć i prababć ktoś musi nam przypominać, że mamy prawo. Prawo do bycia w tym kim chcemy. I w tym właśnie widzę rolę współczesnych feministek. Możemy być kurami domowymi, jeśli nam tak wygodnie, a możemy naukowcami, czy zdzirami. I wszystkie kobiety płaczą po kątach. Huśtawka hormonalna działa tak, że czasem muszę sobie popłakać, a że nie robię tego publicznie, to chyba lepiej.
    A mężczyźni? Piszesz, że to feministki jakiejś tam trzeciej fali (nie znam się na tym) wmówiły facetom, że są źli, nieromantyczni i przez to te biedne istoty obdarzone penisami stały się słabe, zniewieściałe i w ogóle nie do życia. Przypomnę tylko historię Wertera z powieści Goethego. On nie potrzebował żadnych feministek trzeciej fali, żeby być nieszczęśliwym z miłości w każdej tkance swojego ciała. Tacy faceci zawsze istnieli, tyle, że nie żyłeś sto, czy dwieście lat temu, żeby to dostrzec.
    Aroganccy i szowinistyczni pożeracze niewieścich serc i ciał też zawsze istnieli, istnieją i istnieć będą, bez względu na panującą akurat modę. Zmienia się tylko sposób ich postrzegania przez otoczenie.
    I to właśnie ten na ten sposób patrzenia mamy wpływ. Tworzymy komedie romantyczne i "arcydzieła" w których facet jest pozbawionym uczuć draniem, co daje mu satysfakcję, podziw otoczenia i wiele korzyści, począwszy od możliwości zaliczenia wszystkiego co ma piersi i dobrze wygląda. Sam w pewnym sensie propagujesz to drugie spojrzenie na facetów, pisząc w imieniu Hanka. I ludziom wydaje się, że mężczyźni tacy są: źli, nieczuli oraz niegodni zaufania i to daje im szczęście, albo przynajmniej hedonistyczne radości ciała. Mężczyźnie może wpaść do głowy, żeby pójść ta drogą, a kobiecie, że facetom nie wolno ufać za nic w świcie. I masz babo placek!

    W tekście zabrakło mi argumentów, czemu tak właściwie feministki są takie złe, co propagują, z czym walczą. Bo to, że od zawsze istniały kobiety, które nienawidzą mężczyzn (mniej lub bardziej jawnie) to jasne, niekoniecznie muszą nazywać się feministkami. Istnieją też mężczyźni, którzy czerpią sadystyczną radość z ranienia kobiet. Po części sami, jako społeczeństwo, kreujemy takie postacie, na fundamentach ich własnych, wrodzonych skłonności.

    I w to wszystko wplątana jest miłość, potrzeba stworzenia czegoś głębokiego i próbowanie utrzymania związku umoczonego w odwieczne walki damsko-męskie.

    Podsumowując: ludzie są rożni, ale każdy ma prawo być sobą. Feminizm i szowinizm to tylko przykrywka, najbardziej zewnętrzna warstwa, a przez to najbardziej widoczna, tyle, że sama w sobie mało ważna z szerszej perspektywy.

    Odniosłam się do tekstu tylko na poziomie globalnym, bo wnikając w szczegóły i próbując zbić konkretne argumenty stworzyłabym jeszcze nudniejszy elaborat, niż stworzyłam, trzy razy dłuższy niż Twój wpis.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy fajny, szczytny ruch ma swoją pseudo wersję, która wszystko psuje i niestety jest znacznie bardziej medialna. Kibice mają kiboli, ateiści pseudo ateistów, katolicy katoli, feministki - pseudo feministki. I każdy z tych pseudo ruchów ma mocno negatywny wpływ na rzeczywistość.

    Bo kobiety walczące o równe płace raczej nie mają nic wspólnego z tym co zostało napisane w tym tekście:).

    OdpowiedzUsuń
  8. @ M., nie chodziło mi o to, że nie zrozumiałam, tylko że poruszono w nim zbyt wiele wątków i że kompozycja tekstu jest nieco chaotyczna - bardziej przypomina tok myślowy niż przeprowadzoną "na zimno" argumentację.

    Masz rację twierdząc, że "W tekście zabrakło mi argumentów, czemu tak właściwie feministki są takie złe, co propagują, z czym walczą. ", bo chyba dwóch wymienionych przykładów kobiet autor nie uważa za feministki. Krytykuje je z moralnego punktu widzenia, nie podoba mu się ich prowadzenie się a nie poglądy społeczne.

    @Michał
    "Naprawdę kobiety myślą, że faceci oczekują, żeby były szmatami? Że im się to podoba? Nie chcę wiedzieć z jakimi facetami się zadają."
    Postaram się rozwinąć tę myśl: Po pierwsze, mężczyźni znacznie bardziej "fizycznie" postrzegają kontakty płciowe. Wedle pewnego powiedzenia przeciętny 20-latek myśli o seksie średnio co 20 sekund. Tak już jesteśmy zbudowani, my, ludzie. Dla równowagi kobiety mają podobnie po 30-ce. To kwestia instynktów i atawizmów. Nie ulega wątpliwości, że jest dużo ze zwierząt, tyle, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. - kwestia na baaardzo długą rozmowę :)
    Po drugie, gdyby mężczyźni nie chcieli kobiet (hmmm... i tu mam problem jak to właściwie nazwać:lekkiego prowadzenia się? wymykające się judeochrześcijańskiej moralności? poszukujących przygód erotycznych?)nie byłoby tyle agencji towarzyskich, klubów ze striptizem itp. Ktoś tam chodzi, korzysta i płaci i w olbrzymiej większości są to mężczyźni.
    Szmata - to może nie jest najszczęśliwsze określenie, ale w naszej kulturze kobiety, które mają wielu partnerów, ostentacyjnie prowokują zachowania seksualne i wykraczające poza normy etykiety tak się między innymi nazywa. To określenie wartościujące negatywnie takie zachowania, ale zauważ że znalazło się w cudzysłowie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam, że nie czytałem wszystkich komentarzy co do Twojego postu (głównie z uwagi na to, że nie chce mi się. Częsciowo dlatego, że skanując wypowiedzi niektórych autorów zdecydowałem, że nie chcę brać udziału w zbyt wielu bardzo delikatnych tematach na raz. To idealna zakrawa na 'flejma' i kłótnię o nic.), ale mam tylko jedno małe spostrzeżenie:

    Z tego co wiem (i czuję się dość pewien tej wiedzy), kobiety średnio zarabiają mniej na tych samych stanowiskach i z tą samą wiedzą co mężczyźni. Praktycznie wszystko inne o czym piszesz jest, według mnie, (niestety) prawdą. Tylko w tym chciałem Cię podłapać. Bo co to niektóry człowiek mógłby zdecydować, że to bardzo podważa Twoją wypowiedź...

    Jeżeli ktoś już o tym napisał, a ja powtarzam: Wybaczcie. Nie czytałem wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawidzie, cóż w realu nie jesteś zbyt błyskotliwy i mimo Twoich usilnych chęci to tutaj też widać, mimo że tak bardzo "pieścisz" te swoje posty.
    Lubisz Vanilla sky, Californication i Bukowskiego, niewiele poza to wychodzisz. Tak, to też tu widać. Erudytą nie jesteś.
    Już w dyskusji pod Twoimi postami Ci nie idzie, bądź też w ogóle nie zabierasz głosu.
    Jak już musisz pisać, to już lepiej te instrukcje robienia minety.

    OdpowiedzUsuń
  11. bardzo fajna nota
    jednak z jedna rzeczą się nie zgodzę to nie tak ze kobiety nie chcą rodzic często spotykają się w takich sytuacjach z hasłem partnera: "zrób aborcje" co byś powiedział gdybyś się dowiedział ze twój własny znajomy zamiast wziąć odpowiedzialność za dziecko powiedział dziewczynie coś takiego? czy potrafiłbyś go zrozumieć? wtedy twoja teoria ze kobiety nie chcą rodzić legła by w gruzach

    OdpowiedzUsuń
  12. Drogi Davidzie/Drogi Hanku
    Na wstępie zaznaczę, że pisze do Was jako 100% nie-feministka, która chciałaby czasem być bezbronną, eteryczną kobietką, nie potrafiącą przykręcić żarówki, stuknąć młotkiem… a i przede wszystkim czuć, że obok niej jest ktoś silniejszy(mimo wszystko nie użyje w tym miejscu słowa: „dominacja”- źle Mie się kojarzy), kto sprawia, że nie musi ona być „bohaterem we własnym domu”- że tak to określę. Wiele trafnych uwag i spostrzeżeń płynie z Waszego tekstu, fakt.
    Ale… wspominacie w nim chociażby o patriarchalnym modelu rodziny. A nie jest przypadkiem tak, że jak mężczyźni szli na te wszystkie wojny(oczywiście, by bronić i walczyć o siebie i rodzinę) kobiety musiały, wręcz nabrać tych wszystkich męskich cech, by przeżyć?
    Potem kobiety same rozpoczęły walkę o emancypację, ale zrobiły to nie po to, by mężczyzn pokonać, lecz by znaczyć dosłownie…. Cokolwiek, by mieć w miarę równe prawa z mężczyznami. Wyczytałam gdzieś, że jest to główny postulat czystego, niczym nieskażonego feminizmu. Te wszystkie anomalia, o których piszecie to raczej jakaś zmutowana odmiana tego ruchu. Myślę, ze feministka, ale ta prawdziwa, nie podpisałaby się pod czymś takim.
    Wkurza mnie wręcz, że winą za obraz dzisiejszego nieudolnego mężczyzny obwiniacie tylko i wyłącznie kobiety. Bo Wy, Mężczyźni(a może tylko mężczyźni?) to nie macie własnej woli? Nie możecie decydować o sobie i o własnym życiu? Zawsze tak przejmujecie się tym co mówią inni, że nie potraficie postawić na swoim i kreować siebie po swojemu? Może właśnie te cechy, a nie kobiety, są przyczyna tej Waszej całej męskiej „ciapowatości”, o której tak wyczerpująco, , w Waszym tekście piszecie???

    Davidzie i Hanku
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę,że w gruncie rzeczy jesteś dobrym, ciepłym człowiekiem, może trochę zagubionym. Szukasz prawdziwej miłości ale boisz się zranienia. Kobiety nie są demonami i kiedyś powiesz:...I've got you under my skin ...powodzenia ;)
    P.S.nie zakochuj się w uwielbieniu do siebie ale w człowieku.

    OdpowiedzUsuń
  14. 10 raz piszę ten komentarz i kasuję. Niektóre z nich czytałbyś pewnie z 5 minut. Twojego bloga przeczytałam za jednym podejściem. Towarzyszyło mi przy tym wiele różnych uczuć i spostrzeżeń. Ostatecznie, po przemyśleniu, zdecydowałam się napisać tylko jedno słowo.

    Dziękuję.

    A.

    OdpowiedzUsuń