czwartek, 7 lipca 2011

II Giacomo di Hank


Te schody Mnie wykończ. Wspinam się po nich już od dobrych kilkunastu minut. Jak mawia Murtagh „I'm too old for this shit.. Nie wiem nawet które to piętro...ale chyba dużo nie zostało. Słyszę już odgłosy imprezy. Wytłumiony gwar ludzkich gardeł, każdy próbujący przekrzyczeć siebie nawzajem, stłumione dziewczęce chichoty i głośniejsze męskie okrzyki. Myśl o zimnym, złocistym piwie, które zostanie mi podane, gdy stanę na progu, dodaje mi sił i pokonuje ostatnie stopnie wyjątkowo sprawnie i szybko.

- Stoję u twych drzwi, czy ktoś otworzy mi ? - uderzam pięścią trzy razy o wielkie drewniane wrota. Po chwili poruszają się, skrzypiąc i trzeszcząc przy tym okrutnie. Wydają też dźwięk przypominający zasysanie powietrza, jak gdyby otwierały się pierwszy raz od ponad 100 lat.
Na progu wita Mnie lokaj, ubrany w pomarańczowy surdut, koszulę z żabotem i bufiastymi rękawami. Całą twarz ma upudrowaną do bladości, a na głowie nosi perukę.

- Chyba pomyliłem adresy...- nie jestem pewien czy powinienem tam wchodzić. W tym momencie przez korytarz, z jednego pokoju do drugiego, przebiega młoda dziewczyna. Naga młoda dziewczyna i chichocze przy tym rozkosznie. - Rozkosznie. Lokaj kłania się w pas i zaprasza mnie gestem ręki. Wchodzę do środka, a on zamyka za Mną wrota i podaje mi ogromny mosiężny puchar wypełniony winem. Jego bukiet słodko łaskocze Mój zmysł węchu. Rozpoznaję zapach leśnych owoców. Przykładam puchar do ust. Cały urok wina, esencja jego kosztowania, zawiera się w tej jednej, ulotnej chwili „Między ustami, a brzegiem pucharu”. Leśne owoce indeed, a w tym najbardziej wyczuwalna czarna porzeczka z dodatkiem wanilii i szczyptą przypraw. To musi być Sassicaia, szczep Cabernet Sauvignion, z Toscani. Butelka kosztuje ponad 650 zł.

- Chyba umarłem, a tak musi wyglądać niebo – Lokaj jedynie uśmiechnął się mimochodem, kolejny raz ukłonił się machając ręką i rękawem w powietrzu, po czym ponownie wypełnił puchar tym czerwono-wytrawnym błogosławieństwem.

- Wszyscy już czekają na Pana, Maestro. – Lokaj gestem dłoni zaprasza Mnie w głąb korytarza. Jestem na salonach. Ten korytarz ma ponad 3 metry szerokości i ciągnie się w nieskończoność. Co prawda wyłożony jest kiczowatymi, pozłacanymi płytkami z motywami zwierzęcymi, ale dla wielu osób to zapewne szczyt luksusu, szyku i elegancji. Sufity wykończone są boazerią, z mocno ciemnego drewna. Pieprzeni nowobogaccy. Moja matka dostała by tu zawału.

Idę w kierunku odgłosów bankietu, przy okazji zaglądając do pokoi, które mijam po drodze. W pierwszym z nich ludzie zebrani wokół fortepianu śpiewają piosenkę w nie znanym Mi języku. Chociaż to może być włoski. Wszyscy ubrani są podobnie do lokaja, w stroje z epoki, mają mocne makijaże na twarzach i te śmieszne białe peruki. Grają tutaj chyba jakiegoś LARP-a, a ja nie mam stroju, ani roli.

W drugim pokoju jest dużo zabawniej. Więcej alkoholu w (krwio)obiegu. Bezwstydnie nagie kobiety biegają po całym pomieszczeniu uciekając przed mężczyznami, którym spodnie opadły do kostek i przeszkadzają w pościgu. Gdy tylko zbliżają się do dziewcząt na odpowiednią odległość, podszczypują je po pośladkach i sutkach. Niektórzy trzymają w rekach rózgi, którymi starają się dosięgnąć młode kobiece krągłości i wymierzyć kilka precyzyjnych smagnięć. Urzekający widok. Chyba tu zostanę i popatrzę.

- Urzekający widok. Mogę popatrzyć? – przechodząc przez próg wkraczam w świat rozpusty. Ściany pomieszczenie wyłożone są zwierciadłami - trochę jak w salach przeznaczonych do nauki baletu. Kurwa mać do kwadratu! Co ja mam na sobie? Obcisłe spodnie a'la leginsy, które kończą się w połowie łydek, a dalej jest już tylko gorzej...popielate pończochy i czarne pantofelki na małym obcasie, ze złota klamrą. Noszę też długą, czerwoną kamizelkę z rękawami zakończonymi mankietami. To chyba nazywa się szustokor. Muszę przyznać, że jest piękny - zdobiony złotymi haftami z liczną ilością mały guzików. Problem ze strojem do LARP-a mam z głowy. Właśnie...macam się po włosach. Na szczęście nie mam na sobie tej głupiej. 

- Giacomo? Co Signore tutaj robi? Wszyscy czekają w sala da ballo. - Lokaj, nie ten sam, który wpuścił Mnie tutaj, ale identycznie ubrany, stoi w korytarzu i najwyraźniej mówi do Mnie. Tak właśnie myślałem. Musieli Mnie z kimś pomylić.

- Wydaje mi się, że zaszła tu jakaś pomyłka.

- Signore Giacomo? To naprawdę Pan? – jedna z dziewcząt odłączyła się od zabawy by w kilku lekkich podskokach znaleźć się przy Mnie. Jest zniewalająco piękna. Mały kształtny nosek. Wielkie niebieski oczy i ten pieprzyk zaraz pod brwią, który dodaje jej niezwykłego uroku. Wydaje mi się, że już ją gdzieś widziałem. Mgliste wspomnienie jej twarzy kołacze gdzieś z tyłu głowy. Jakbym poznał ją dawno dawno temu, w innym wcieleniu lub w na pół zapomnianym śnie.

- Goebbels mawiał, że kłamstwo powtórzone trzykrotnie staje się prawdą, więc mam przeczucie, że za chwilę rzeczywiście Moje imię brzmieć będzie Giacomo. Zresztą wydaje mi się ono dziwnie znajome. Zupełnie jak Twoja twarza Madame...? - gestem ręki sugeruję, by wyjawiła swoje imię.

- Sherill La'fenn, Maestro – kłania się przed mną w wyuczony sposób, nawet łapiąc w dłonie niewidzialną sukienkę i unosząc ją lekko do góry. - Wiem, że nie powinnam o to prosić, ale zaszczytem byłoby gdyby Signore zechciałby być moim towarzyszem tej nocy i uszczęśliwić, choć na chwilę otwierając dla mnie wrota do krainy rozkoszy.

- Maestro naprawdę nie mamy na to czasu. Wszyscy czekają na pańskie przybycie. Nie możemy pozwolić by dalej się niecierpliwili. – Lokaj staje przede Mną z wielką srebrną tacą z owocami, która skutecznie zasłania tą piękność. Skąd on wziął tą tacę? Jestem pewien, że stojąc w korytarzu miał puste ręce.

- Wybacz Sherill. Obowiązki wzywają. Ale jeśli tylko czas pozwoli zjawię się by porwać Cię w...jak to ujęłaś? Krainę rozkoszy. - Uśmiecham się i próbując pozostać w klimacie, kłaniam się tej damie. Dość nieudolnie muszę przyznać. Znowu to robię. Daję się uwieść pierwszej piękności, która zwróci na Mnie uwagę. Muszę z tym skończyć. Muszę?

- Nie pożałujesz amante – dziewczyna sięga po wiśnię z tacy lokaja i wkłada ją do ust w tak sugestywny sposób, że Mój kutas zaczyna tańczyć lambadę, mimo tych ciasnych spodni jakie mam na sobie. Ale to nie koniec. Wyrwany ogonek owocu również ląduje w jej ustach, by po chwili zostać wyciągniętym. Zawinęła go w supełek. Samym językiem zawinęła ogonek wisienki w supełek. Zupełnie jak...nie. To nie możliwe. A może?

Lokaj kładzie Mi rękę na ramieniu i delikatnie napierając popycha w stronę korytarza. Wychodzimy z pokoju i zmierzamy, sądząc po natężeniu dźwięków, w stronę głównej balangi. Muzyka skrzypiec wypełnia cały korytarz. Zrównuję swój krok z rytmiką smyczków. Zamykam oczy i wpływam między fale nut. Jestem otumaniony tą muzyką. Wprowadzony w stan akustycznej euforii. To potrafią uczynić tylko skrzypce i to skrzypce grane na żywo. Gdybym tylko miał przy sobie saksofon. Gdybym tylko umiał na nim grać...Znam tą melodię. Czyżby to był...tak to Antonio Vivaldi, zbiór koncertów „L'Estro Armonico”. Wyczuwalne dwie pary skrzypiec, więc stawiałbym na...tak to zapewne...tak to musi być koncert 8-my RV 522.

Otwieram oczy, by zobaczyć ogromną salę zdolną pomieścić ponad setkę osób. Łukowaty sufit jest tak wysoko, że bez okularów nie jestem w stanie podziwiać namalowanych na nim plafonów. Po kształtach i kolorystyce zgaduję, że to sceny z mitologii antycznych, bądź motywy biblijne. Stawiam na biblię, biorąc pod uwagę rzeźby aniołków wieńczące spiralnie skręcone kolumny, o czysto dekoracyjnym charakterze, bowiem niczego nie podtrzymujące. Na ścianach, pomalowanych przetartym, brudnym różowym, znajdują się kolejne rzeźby, postawione na...wyleciało mi z głowy jak nazywały się te ścienne półki. Historia sztuki nigdy nie była moją mocną stroną. A może to się nazywało po prostu gzymsem? W każdym razie po drugiej stronie sali wiszą ogromne obrazy:portrety, pejzaże, martwe natury, Carvaggio, Girordano i kiepska podróbka Velazqueza. Parkiet jest wypolerowany z taką precyzją i starannością, że Parris Hilton nie musiałaby wychodzić zamaszystym krokiem z samochodu by pokazać, której części garderoby dziś nie założyła. Natomiast pod ścianami stoją dwuosobowe sofy, pikowane i wykończone guzikami, w kolorze eozynowym, oskrzynione faliście wyrzeźbionym fartuszkiem, każda stojąca na trzech wygiętych nóżkach. Szkoda, że wszystkie są zajęte, bo z chęcią bym się na którejś wyłożył.

Cała sala wypełniona jest ludźmi. Lokaje z lekkością baletnic lawirują między dżentelmenami i damami dolewając wina czy serwując wykwintne potrawy podawane na złotych tacach. Na samym środku sali stoją młodziutcy skrzypkowie zajęci umilaniem gości swoją sztuką pocierania strun oraz fortepianista ze swoim ogromnym sprzętem, który chwilowo zrobił sobie przerwę by móc flirtować z damą nie pierwszej młodości.

W jednej chwili cały gwar rozmów, chichoty i krzyki, dźwięki muzyki i odgłosy kroków zamierają i wzrok każdego pojedynczego człowieka na tej sali kierują się na Mnie. Czuję się jakbym stał nago. Choć to chyba tylko takie literalne stwierdzenie, bo nago zawsze czułem się wyjątkowo swobodnie.

- Maestro Giacomo. To prawdziwy zaszczyt gościć Signore na moim balu. – Dama, która uwodziła fortepianistę wyszła z tłumu i zmierza w Moją stronę. Gdy podchodzi bliżej, stwierdzam, że nie jest nawet drugiej młodości. Wyciąga wygiętą dłoń w Moją stronę i najwyraźniej powinienem ją w nią ucałować. Przyklękam na jedno kolano i wypełniam ceremoniał.

- Madame, to dla Mnie jest zaszczytem móc spędzić choć kilka chwil w twoim towarzystwie. Noc przetańczona z tak uroczą i dostojną damą jest przyjemniejsza i warta stokroć więcej niż tysiące pocałunków złożonych na nagich ramionach weneckich dziewcząt. - Co ja pierdolę?!

- Zapominasz Giacomo, że mam swoje lata i twoje piękna słowa nie zmiękcza mych kolan, jak to mają w zwyczaju czynić młode niedoświadczone dziewczęta, których to nagie ramiona z taką lubością pieścisz. Jeśli chcesz otrzymać pozwolenie na wejścia do mojego łoża wystarczy powiedzieć to wprost, bez zbędnej poezji. - Puszcza do mnie frywolnie oko. W każdym razie to jej wydaje się, że było to frywolne. - Ale z propozycji tańca nie omieszkam skorzystać.

Tak nagle cała sala zamarła, tak samo błyskawicznie wypełniła się muzyką, a goście powrócili do przerwanych igraszek. Starsza dama porwała Mnie do tańca, wymijając zgrabnie gości. Mimo że lekcje tańca pobierałem eony temu, jeszcze przed studniówką, udaje Mi się zachować rytm, grację i nie pogubić zbyt dużej ilości kroków. Oddaje się dźwiękom muzyki i pozwala się im kierować.

- Jeśli prawdą są opowiadane przez ciebie mądrości, że tak jak człowiek tańczy tak również kocha się w łóżku, to żałuję ogromnie, że nie stałam się jedną z twoich zdobyczy. Jednak teraz muszę cię opuścić, by powrócić do przerwanej rozmowy z baronową Château. Mam nadzieję, że to nie jest ostatni nasz taniec. - Powtórnie przyklękam na kolano i całuję ją w dłoń.

Kątem oka dostrzegam wolną sofę i szybkim krokiem zmierzam w jej stronę, by tylko zdążyć zanim ktoś mnie uprzedzi. Po drodze zabieram od jednego lokaja butelkę wina. Po chwili namysłu wracam do niego po kieliszek. To ekskluzywne przyjęcie, więc nie wypada chlać z gwinta. W końcu siadam na tej sofie i rozkoszuję się jej miękkością. Mógłbym tutaj umrzeć. Butelka wina musi pochodzić z prywatnej winnicy gdyż etykieta nie zawiera żadnej nazwy, a jedynie rok zabutelkowania – 1749. Bardzo dobry rocznik. Fielding skończył wtedy pisać Toma Jonesa. Wino jest wyborne. Kiedy skończę tą butelkę z pewnością zabiorę się za kolejną...i za jeszcze jedną. Z chęcią bym coś jeszcze zjadł.

- Garson! - strzelam palcami na przechodzącego obok lokaja, który niesie na ramieniu tacę wyłożoną jakimiś frykasami.

- Signore ma ochotę poczęstować się pasztetem przepiórczym, a może jagnięciną zapiekaną z mozzarellą. Szczególnie polecam Gnocchi z dziczyzną, duszone z grzybami i rukolą.

- Ciężki wybór. Dlatego skosztuję każdej z tych potraw. Możesz zostawić tacę przy Mnie. - Zabieram mu z ręki tacę i kładą ją obok siebie na sofie. Nie jest chyba z tego powodu zadowolony, ale szybko chowa swoje emocje i kłania Mi się w pas.

Potrawy są pyszne. Gnocchi w połączeniu z winem i pasztetem dokonują kulinarnego orgazmu na Moim podniebieniu. Z całej tacy najmniej smakują mi Calzoncini nadziewane bakłażanem i cukinią. Nigdy nie przepadałem za bakłażanem. Zajadając się tymi pysznościami i zalewając je winem całkowicie odcinam się od świata. Jakieś krzyki i nerwowe tupanie nie jest stanie odciągnąć Mnie o tych prostych przyjemności.

Nagle całe jedzenie ląduje na Moim ubraniu, a wino wylewa się na podłogę. Jakiś elegancki kutas, krzycząc z pianą w ustach, wywrócił wszystko uderzając pięścią w tacę.

- Miałeś czelność pojawiać się tutaj po tym jak zszargałeś moje dobre imię, moją godność depcząc w błocie, zawstydzając w towarzystwie i czyniąc obiektem plotek w całym mieście.

- Zaszła tutaj chyba jakaś pomyłka, ale nie mam ochoty się kłócić. - Nie wierzę, że to mówię. Coś się ze mną dzieje dziwnego. Normalnie to zrobił bym temu palantowi budyń z ryja, a zamiast tego grzecznie go uspokajam.

- Rżnąłeś moją żonę! - Nawet nie zauważyłem, kiedy wyciągnął powtórnie dłoń ku górze by uderzyć Mnie otwarta dłonią po policzku. - Żądam zadośćuczynienia! O świcie na wzgórzu. Wybieraj szpadę lub rapier oraz szukaj sobie sekundanta.

Zanim zdążyłem rozmasować piekący policzek i wydusić choć słowo, owy dżentelmen-kutas odszedł chwiejnym, pijackim krokiem.

- Proszę się nie przejmować tym błaznem. Jego żona to zwykła arystokratyczna kurwa, która rozkłada nogi nawet przed stajennym. A Baron Munchausen, gdy wytrzeźwiej to zda sobie sprawę, że jest pieprzonym tchórzem i za pomocą pieniędzy będzie próbował kupić twoją wyrozumiałość. Nie jeden zarobił na jego porywczości i pijackiej odwadze. - Jeden ze świadków całego zajścia podszedł do mnie by pomóc oczyścić szustokor. - Proszę towarzyszyć mi do tamtej sofy, a zapoznam Signore z kilkoma pięknymi damami, które zechciały mi dzisiaj towarzyszyć oraz pozwolę sobie zaproponować wino z mojej prywatnej kolekcji. Duże lepsze niż te szczyny, które tu serwują.

- Z najwyższą przyjemnością będę Panu towarzyszył. - Ruszam za tym mężczyzną przez salę, do miejsca, które wskazywał ręką. Gdzieś w tłumie gubię go z pola widzenia. Muszę przecisnąć się pomiędzy ludźmi i dojść do ściany gdzie będę mógł poszukać tej sofy, gdzie miałem zostać poczęstowany winem i kobietami.

- Maestro Giacomo...– ktoś dotyka Mojego ramienia, więc odwracam się w jego stronę - ...najwspanialszy kochanek naszych czasów, poskramiacz kobiecych żądz i mistrz ars amandi.

- Wystarczy poczęstować Mnie winem. Dobry trunek cenię mocniej niż piękne słowa.

- Nie pozwoliłbym ci pić nawet szczyn, a co dopiero częstować winem. Jak dla mnie jesteś zwykły dziwkarza i kurwiarz, szarlatan o giętkim języku, który potrafi jedynie opowiadać o swoich podbojach. - Mężczyzna coraz głośniej wypowiada każde swoje słowo, by zwrócić uwagę wszystkich znajdujących się w pobliżu. Przy każdym obelżywym słowie podkręca palcami cieniutki wąsik. Jak ja nienawidzę tych spedalonych Kastylijczyków.

- Nie pozwolę, by powtórnie pod tych dachem obrażano Mą godność i szargano imię.

- Gdy tylko usłyszałem, że masz zamiar pojawić się na tym balu, postanowiłem również skorzystać z zaproszenia i zdemaskować cię. Rozumiem, że jeśli nie chcesz bym cię dalej obrażał, przystaniesz na moją propozycję sprawdzenia twych rzekomo wspaniałych umiejętności w małych zawodach?

- Nie wiem o czym rzeczesz. Ale nie mam zamiaru niczego Ci udowadniać.

- Wielki Giacomo boi się porażki? W takim razie już udowodniłeś, że mam rację. Jedynie słowem mocno stoisz, ale samym słowem nie doprowadzisz kobiety do rozkoszy cielesnej. 
-Cała sala znów zamarła w milczącym zaciekawieniu. Kolejny raz wzrok wszystkich wbity był w Moją osobę. Kości zostały rzucone i to niestety nie zostały rzucone przeze Mnie.

- Dość! Nie boję ciebie, ani nikogo innego. Przystaję na te zawody i mam zamiar upokorzyć cię na oczach wszystkich tutaj zebranych. Czekam aż wyjawisz warunki.

- Nie ze mną będziesz konkurować. By udowodnić prawdziwość swoich słów, poprosiłem swojego służącego by utarł ci nosa i pokazał, że nie jesteś lepszym od nisko urodzonego chłopa. Tęgi jebaka z niego. Potrafi godzinami pieprzyć kobietę, póki sąm się nie zmoczy.

- Nie godzi się by wielki Giacomo stawał w szranki ze zwykłym chamem – zakrzyknął ktoś z tłumu.

- Czy to nie samo Giacomo pisał, że jeśli chodzi o rozkosze cielesne to wszelkie tytuły, majątki i zaszczyty idą w zapomnienie, gdyż liczy się jedynie ta słodka chwila zapomnienia. Niech więc udowodni prawdziwość swoich twierdzeń. Chyba, że to kolejne czcze przechwałki. - Muszę przyznać, że kutas odrobił pracę domową i trzyma Moje jaja w garści. Za chwilę sprawię, że się nimi udławi.

- Jeśli pozwolisz drogi Giacomo, zechciałabym ci pomóc w tych zmaganiach. Wierzę w prawdziwość wszystkich słów, które kiedykolwiek wypowiedziałeś oraz w potęgę twoich umiejętności. Pragnę byś mnie posiadł tej nocy – Słodka Sherill La'fenn, tym razem nie nago, lecz równie olśniewająca. Doprowadzisz do mojej zguby.

- Rozumiem, że sam boisz się upokorzenia z Mojej strony dlatego, chowasz się za plecami służącego. Ja tchórzem nie jestem i mam zamiar pokazać, kto jest największym kochankiem naszych czasów. Zaczynajmy! - Znów to robię. Znów dałem się podpuścić. Straciłem pracę, straciłem Kraków, straciłem wszystko co miałem. Wszystko z powodu kobiety. Wszystko dlatego, że nie potrafię odmówić pięknym oczom. Wszystko dlatego, że myślę kutasem. I teraz znowu pakuję się w jakieś gówno, dla kilku chwil spędzonych w tej słodkiej piękności. Jeśli upadać to przynajmniej w blasku fleszy.

Na środek sali przyniesiono poduszki o rozmaitych kształtach i wielkościach. Z tłumu wyjawił się mój konkurent. Nazwałbym go raczej stajennym niż służącym. Brudna koszula, dziurawe spodnie i ten chamski, burakowaty wyraz twarz. Jego uśmiech jest odrażający, szczególnie, że ma braki w uzębieniu. W kulturze osobistej zresztą też, bo zaczął bekać, gorsząc widownię. Dziewczyna, którą zgłoszono jako jego partnerkę, również nie jest zachwycona swoim kochankiem. Biedna dziewczyna. Położyła się na poduszkach, podkasała sukienkę i pełna obaw leży czekając na tego prostaka. Muszę przyznać, że natura zbyt hojnie obdarzyła go przyrodzeniem. I co z tego? Każdy i każda dobrze wie, że stare porzekadło, iż liczy się technika, a nie wielkość jest świętą prawdą. Prostak odwrócił swoją partnerkę i wziął ją brutalnie od tyłu niczym dzikie zwierze. Bez gracji, bez powabu, żadnej finezji ni elegancji.

- Nie sztuką jest naśladować zwierzęta i zachowywać się jak dziki, wygłodniały pies. Ars Amandi to próba zrozumienia swojej partnerki. Głęboko spojrzyjcie w jej oczy i odkryjcie jej najbardziej skrywane pragnień. - Podchodzę do Sherill od tyłu i jednym zgrabnym ruchem dłoni, obnażam jej młode, perfekcyjnie wyrzeźbione ciało. Całuję ją po szyi kierując się ku górze i podgryzam ucho. W tym samym czasie jedną dłonią głaszczę ją po plecach, a drugą ściskam mlecznie jędrną pierś. Jej oddech przyśpiesza i zaczyna jęczeć szeptem. - Przygotujcie ją do nadejścia fal namiętności. Otwórzcie przed nią wrota do krainy rozkoszy.

Odwracam Sherill do siebie, kładę obie dłonie na jej policzkach i całuję tak jakbym chciał powiedzieć „Kocham Cię Kochanie Moje miłością wieczną i prawdziwą”. Beznamiętnie zatracam się w jej ustach, aż uginają się pod nią kolana. Kładzie się na poduszkach i czeka na Mnie przegryzając wargi.

- Mężczyzna staje się mężczyzną dopiero wtedy kiedy skosztuje esencji kobiecości prostu z jej źródła. Zatraci się by sprawić, że kobieta w ekstazie będzie wykrzykiwać jego imię. - Zaczynam całować uda by zaraz zasmakować się w jej kobiecości. Ubóstwiam to. A jeszcze bardziej uwielbiam, kiedy one to uwielbiają. To da się wyczuć, po tych kolistych ruchach bioder. Sherill też tak się porusza i napiera, bym językiem sięgał głębiej i głębiej.

Po chwili kończę by móc przejść do głównego aktu. Ten wieśniak nadal posuwa tą dziewczynę w tej samej pozycji. Ja nie popełnię tego błędu. Siadam ze skrzyżowanymi nogami i pozwalam Sherill usiąść na Mnie. Wchodzę w nią gładko i niezwykle przyjemnie. Cudowne uczucie, którego nie da się niczym zastąpić. Pozwalam jej dopasować tempo i rytm. Sam jedynie ssę jej sutki, od czasu do czasu mocniej je przygryzając. Gdy czuję, że zaczyna się męczyć, zmieniamy się. Kładę ją na plecach i podnoszę jedną nogę. Po chwili podnoszę drugą i na przemian wchodzę w nią, rozszerzając szeroko jej nogi lub łącząc je razem bądź krzyżując ze sobą. Sherill już nie jęczy, teraz głośno krzyczy, prosi o więcej, błaga o jeszcze, a nawet przeklina co słodko brzmi w jej wykonaniu. Gdy i ja się męczę przechodzę do najprostszej i najwygodniejszej pozycji. Przyśpieszam i zwalniam, a czasem wchodzę w nią najgłębiej jak potrafię.

- Wiedziałam, że...aaa ach....dasz mi rozkosz paaaanie...o której nie śniłam, ani nie nawet nie marzyłam w najskrytszych fantazjach – szepcze mi do ucha całując po szyi.
Zaczyna dochodzić. Czuję jak wszystkie jej mięśnie naprężają się by przygotować się na uwolnienie z całą mocą orgazmu, który nadejdzie. Przyśpieszam, by nie straciła swojej szansy. Zaczyna Mnie drapać po plecach. Ściska Mnie kolonami. Przyciąga do siebie. Odrzuca głowę do tyłu i sapie.

- Giacomooooooo...aaaaaaaaaaaa- Wykrzykuje Moje imię. Dochodzi. Uwielbiam gdy dochodzą.

Zwalniam, ale swoimi ruchami przedłużam jej cielesny raj. Mięśniami zaczyna ściskać Mnie coraz mocniej. Robi się bardzo wąska. Kocham to. Pragnę tego. Nie chcę przestawać. O kurwa...nie! To nie możliwe! Zaczynam dochodzić. Nie! Jeszcze nie teraz, Ten bury skurwiel z boku jeszcze nie skończył. Nie mogę tego przerwać. Myśl o o czymś innym! Myśl o czymś nieprzyjemnym! Defekacja, krew, wnętrzności, martwe zwierzęta....
 
- Byłeś cudowny. Najlepszy. Chcę jeszcze i jeszcze, całe dnie i całe noce...tylko z tobą – Patrzy mi się prosto w oczy. Zatracam się w niej. Dochodzę w niej. To koniec. Przegrałem.
 
- Giacomo przegrał! Skończył tak szybko? Kłamca! Szarlatan! Już skończył?! To ma być Maestro Ars Amandi? - okrzyki niezadowolenia rozchodzą się po sali. Nie interesuje ich to, że Sherill przeżyła najwspanialszy orgazm w swoim życiu. Mają gdzieś co czuje kobieta. Liczy się tylko i wyłącznie to, że ja skończyłem, a ten brudny kutas nadal pastwi się na dziewczyna w tej samej pozycji, w której zaczął.

Przeciskam się przez tłum niezadowolonych ignorantów. Ktoś napluł mi w twarz, a ktoś inny podstawił nogę. Upadam i prawie nie łamię sobie nosa. Krew kapie gęsto na parkiet. Wstaję tylko po to by kolejny raz upaść. Może lepiej leżeć i się nie podnosić. Czy jest jakiś sens w podnoszeniu się? Zamiast szukać odpowiedzi, po prostu staję na nogi i uciekam. Udaje mi się wyrwać i dotrzeć do korytarza.

Jestem tutaj sam. Opieram głowę o lustro, którymi wyłożone są ściany. Przyglądam się swojemu odbiciu. To nie jest Moja twarz. Noszę maskę i nie potrafię dostrzec swojej prawdziwej twarzy. Ona jest ukryta pod tą fałszywą warstwą, pod makijażem i udawanymi uczuciami. Ja chcę zobaczyć Moją twarz. Chcę dowiedzieć się kim jestem. Muszę się dowiedzieć kim jestem. Nazywam się Donald. Nazywam się Giacomo. Nazywam się Hank. Żadne z tych imion nie jest moim imieniem. Kim ja kurwa jestem ?!

Budzi Mnie jeden z pasażerów, z którym jechałem w przedziale. Ponoć dojechaliśmy już do Przemyśla. Potrzebuję chwili by dojść do siebie. Z każdym kolejnym oddechem zapominam o tym co mi się śniło. Cały sen rozpada się na serię obrazów pozbawionych logiki i sensu. Po chwili nie potrafię przypomnieć sobie niczego z tego co mi się śniło. Jestem w Przemyślu. Tyle słyszałem o tym mieście i tyle razy obiecywałem sobie, że kiedyś tu przyjadę. Wypiję piwo ze znajomymi nad sanem, pozwiedzam te słynne forty i wejdę na kopiec. Jednak teraz stoję na peronie Przemyśl Główny i jedyne o czym myślę to Kraków. Czy śnił mi się Kraków i dlatego jestem taki przygnębiony? Tęsknię za Krakowem. Łzy same napływają mi do oczu. Ostatni raz płakałem chyba...nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałem.

Hank

2 komentarze:

  1. 1-sza myśl - sen
    2-ga myśl - ktoś go zrobił w ciula na jakiejś imprezie i opisuje to po przywalnemu
    3-cia myśl - sen
    wygrałem ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wiedziałam, że...aaa ach....dasz mi rozkosz paaaanie...o której nie śniłam, ani nie nawet nie marzyłam w najskrytszych fantazjach – szepcze mi do ucha całując po szyi."

    "Beznamiętnie zatracam się w jej ustach, aż uginają się pod nią kolana"
    etc.

    jesteś grafomanem

    no i fajne są te "ukryte" porady :D

    "Ten wieśniak nadal posuwa tą dziewczynę w tej samej pozycji. Ja nie popełnię tego błędu"

    wow :D
    albo:

    "Nie interesuje ich to, że Sherill przeżyła najwspanialszy orgazm w swoim życiu. Mają gdzieś co czuje kobieta."

    OdpowiedzUsuń